niedziela, 23 października 2016

Bent

Tytuł oryginalny: Bent
Reżyseria: Sean Mathias
Produkcja: Wielka Brytania, 1997
Gatunek: dramat wojenny

Wystraszony mężczyzna trafia do obozu koncentracyjnego. Mimo okoliczności szuka uczucia u boku współwięźnia - zdeklarowanego geja.  


Jest wstrząsający. Z jednej strony tak bezwzględnie brutalny, a z drugiej tak bardzo finezyjny.  Wrażliwość została spotęgowana okrucieństwem.  Połączenie, które rozbija na kawałki. 


Różowy trójkąt

Historia obozów zagłady porusza każdego człowieka. Rozliczenia z tą hańbą ludzkości dokonuje także kino. Ale pośród licznych upamiętnień tragedii Żydów, Polaków i innych narodowości nie można zapominać o mordzie dokonanym na osobach homoseksualnych. Skala ludobójstwa na tej grupie do dziś nie jest znana, a oprócz szacunków brak jest dokładnych badań historycznych. Tę lukę w danych jakoby wypełnia „Bent”. Tym lepiej, że w statystykach nie można ująć jednostki. Ludzkie cierpienie, miłość, strach, nadzieja pozostają niewymierne. I dobrze. Niech pozostaną ukryte i zapamiętane.

Liebe macht frei

Choć w obozie obowiązuje absolutny zakaz czułości (zwłaszcza tych, za które zostało się wywiezionym) bohaterowie radzą sobie na wszelkie możliwe sposoby. Ich ukryta bliskość istnieje się w sferze emocjonalnej i tej wyznaczonej pojedynczymi słowami. To wreszcie przestrzeń dostępna tylko ich wyobrażeniom i wolna od spojrzeń oficerów SS. Choć wydawać może się to nielogiczne obóz nie był wolny od miłości, partnerstwa, a nawet seksualności. Być może to dzięki zbudowanej relacji udaje się więźniom przetrwać najgorszy koszmar. Udaje się zbudować uczucie, którego nie jest się świadomym, i które choć naraża na słabość, równocześnie czyni mocniejszym. A bohaterowie wcale nie są ‘przegięci’ jak wskazuje tytuł. Choć nie zawsze silni, pozostają męscy. Być może to sytuacja, a może instynkt, który drzemie w każdym z nas.

Bunt

Tego przez cały film brakuje. Więźniowie są tak wystraszeni, że nie stać ich na żadną zbiorową lub jednostkową akcję zbuntowania się. Nie chcę niesprawiedliwego porównania czasów współczesnych do rzeczywistości obozowej, ale obracamy się w zasadzie w identycznych ramach, a jedynie o (znacznie na całe szczęście) różnym stopniu nasilenia. Żyjemy w schemacie reżimu i przyznanej autonomii sypialni. Każdy (bohater także) ma jednak swoje granice wytrzymałości, które przekroczone bywają autodestrukcyjne, ale zawsze także szlachetne. Człowiecze. 

9/10

Ex post:
O miłości w czasie wojny poza obozem napisałem przy okazji 'Love to hide'. 
Tymczasem bezcennym źródłem historycznym w tym zakresie pozostaje dokument 'Paragraf 175'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz